Ta strona została uwierzytelniona.
- budząc przeciągłe echo pustki w noce księżycowe, przymuszające do szczęścia.
- Miasto, gdzie ty — czyż ty, mój ojcze? — żyjący już tylko w tych słowach pogrobowych,
- a przecie zieleniejących lękliwie, jak wiosenna darń na mogile,
- student z prowincjonalnego miasteczka, z zapadłej polskiej prowincji,
- piękny, z uśmiechem onieśmielenia,
- spotykałeś na rogu dziewczęta, skromne spłoszone dziewczęta,
- by im ofiarować bukiecik fiołków, ty, z czasem najpierwszy z dandysów!
- O, grodzie, po latach trzydziestu mej najdziwniejszej i płochej — jak ty, o, Robercie! — miłości,
- wstrząsającej i nagłej, jak zmartwychwstanie
- (zapomnieć jej, zapomnieć nie mogę);
- tu, włóczący się między balkonem w Schönbrunn, gdzie, pół-leżąc, zapatrzony w lwy obłaskawione w klatce,
- konał syn cesarza, zżarty gruźlicą, mizerny, śmiesznie wielkich czynów spragniony,
- drobny, szczupły, czarujący w siwym, obcisłym mundurze lejtnanta,
- z pod fiołkowych paluszków Fanny Elster, chłodnych na oczach piekących od bezsenności i bezsilnego płaczu,
- zerkający zalotnie ku sławie potomnej, ku Francji i śmierci, —