Tyle już widziałeś, ale, gdy spojrzysz w lustro ukośne znienacka
w pokoju hotelowym tysiącznym i którymś
i młodość wspomnisz, oraz to, co z niej zostało:
— nie, nie ukryje tego muzyka ni lustro,
ni palmy, ni złocenia, ni szept wodotrysku,
ani słowa wykrętne, te na wszystkich drogach
Europy rozwalonej zebrane kamyki: —
bledniesz.
Wspomnienia? Te są gorzkie i nadto obłudne.
Strasznej urodzie świata nie sprostają słowa,
Ni uczucia. Pamiętam, bolała mnie głowa,
Gdym wdychał zapach kwiatów o nazwach zbyt trudnych.
O, jeziora, głębokie sny, niedotykalne,
Brzegi, pachnące laurem, goryczą i wodą!
Elegijne cyprysy szeregi tam wiodą!
Czujesz, ktoś piersi chłodnym znów dotyka palcem.
Żałobo dryad! Gdy spojrzysz głęboko,
Cóż-że zostaje oczom, spragnionym ochłody
Wiecznej, prócz oleandrów i tego widoku:
Ów młody piękny chłopak, jak skacze do wody.