Naga tancerka, czyżby z bronzu? Pusta
wewnątrz, odlana! Och, zarys jej w lustrach,
pokrytych mgłą. Na ułamanym marmurze konsoli
powykręcane bibeloty, strasznie! Powoli
przemieniają mnie w widmo! Zapatrzę
się w blask naftowy lampy. Na teatrze
pocznie się dramat rzeczy grać. Dekoracje
przemień. Uciekaj póki się nie zbudzi
ich wrogość, przestrzeń obca, raz na zawsze
dopóki nie uwięzi, między ludzi
idź!
W czapkach na bakier, tak miękkich,
jak gołąb, w szalach barwionych, barwnych, z głębi
akordeonów, na prostych stołkach, przy blacie
nagim: a na tej desce plama,
głęboka czerwień. Nie krew to, likier! W dramacie
krwi niema! Humor, pięść, łuna różana
nad miastem szarem, róża u apasza
w klapie, tłuczone szkło. To uliczka nasza,
gdzie powracamy w zachód malowany
złotem nad Sacré Coeur, jak w bramy
szczęścia, gdzie powracamy zawsze.