zdrza wołów, — taki był dojazd, pełen żalu, do uniwersyteckich rezydencyj!
A tam: gazony wokół budowli z brunatnej cegły i białe kwiaty azalji: najwyższe piętra w ostrołukach pod gnatem sczerniałym rozchylają się wesołemi okienkami na pstre rabaty z poza muślinowych firanek. Gdy wytężysz wzrok, dojrzysz cień halabardy. U stóp wzgórza, gęstego od dębów i buków, arkada mostu pożółkła, nad nią rycerz w zbroicy z piaskowca, i przewala się pianami wspaniała melodyjna rzeka. Noc, jak kopuła, szlifowana mieczem, księżyc — on, jedyny! — i miljon gwiazd, zatopionych w milczącej szmerem fali.
Inne, o, Byronie, wyrastające z topieli w srebremdzierganym płaszczu Inkwizycji — Cordoba, Toledo, lub Wenecja — z oślepłego lapis-lazuli, jak przygasłe klejnoty modro-malachitowe. Tu: dnie, jak tarcze zegarów bez żelaznych wskazówek; tu: godziny, jak leniwy potok, jak śmiertelny ruczaj, jak chłód eteru; tu: dziryty dźwięczą o marmury, spłókiwane, szczerbione przez deszczowe strugi; tu: chłopiec - idjota, przebierając palcami, przygrywa na flecie i umiera z grymasem pobłażania, jak w pianie łabędziej, w pościeli kochanki. Przewertowałeś te bezpłodne foljały mądrości, księgi, w żelazo zakute i szafir, beznadziejności świata; masz oczy fosforyzujące i żółte, jak u żbika, palce białe, stworzone do pieszczot i mordu.
I inne: powstające szybko, jak śliskie grzyby; płynne szare krople wiszą na drutach telegraficznych nad wapnem, zaprószenem ziemią, jak krem śmietany kaszta-
Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.