Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.
XII

Wszystko ci jedno.. Kułakami nie z tego świata zamordowałeś piękno bezbronne. Za sobą pozostawiłeś: młodość, bladą, jak tafla lodu, kiedy o zmierzchu powleka ją szron; mądrość, tę bulgocącą flachę z tykwy; żagwie, rozgrabiające noc, jak demony; horyzonty, spalane na żużel czarnym wrzaskiem grozy; demokratyczny optymizm: tragedje bezimiennych ludzi; „chińskie piosenki o niebieskiem serduszku z porcelany“; modre rumaki w śnieżnej zawiei; miesiące, jak drążone gongi, o które biją szpony rąk; nawet szorstki szloch oceanów; zachody barbarzyńskie i krew kozła; zabójstwo Prometeja!
Oto błądzą znów pasma reflektorów po domach milczących: samochody dychawiczne łączą się z sunącym cieniem; na podwórzu z dachu rośnie drzewo, jak duch; dym gryzie powieki, a w chodakach chlupoce woda; cierpko pachną październikowe liście, gdy, w tumanach piachu, nadchodzi Ghibli, wicher pustyni, miecąc przed sobą wielbłądy i poganiaczy. Za chwilę: na spalonych przęsłach wklęsłych mostów powstanie Rzeczywistość i na palce — jak na postrzelone ptaki — zwali się młot, który rozstrzaskał czarny kryształ widnokręgów.


XIII

Oto pokonałeś w sobie realność cudu. Powiedziałeś z pokorą — znużony śmiertelnie — niechaj umarli grzebią swoich umarłych: świat jest nowy. Przestałeś tęsknić cynicznie za spokojem minerału, za przeźroczą