Prostoto! słów banalnych pragnąc, słów prawdziwych.
— Jak gwiazda spadająca, srebrem tnąca szafir,
Chłodną u spodu głębię, zieloną napozór,
Pod żaglem, plaskającym na wichrze, stojący
W bryzgach, włosy zlepione, jak harpie, u czoła:
Natchniony!
Oczy wielkie wilgotne, nie widzące fal,
Na których pianę miota kartki z Sofoklesa,
Wydarte siłą wichru, co gra pośród lin,
Burzą burą zelektryzowanych. Już nadciąga! Chmura
Przesłania szczyty błękitne przed chwilą, czarne! Źrenice
Rozszerzone, mgła! I tylko drobne białe dłonie
Ukrywające tomik na sercu.
Przeto
Zamiast surm grających, jak ocean, zamiast
Walących się murów Ilionu w pożodze, gorzka
Sól, źrąca oliwa, wino słodkie, kadzidło
I błękit uciszony, gdzie się kołyszą feluki i mewy
Białe... Zasznurowane mam gardło, niedość słów!