(Heinrich von Kleist)
Henryku! jeśliś ty z dwojga miłości
silniejszą obrał, jeżeliś pierwszeństwo
dał tej, która zabija nagle, tej zaświatów
żądzy, przed którąś, kochający tutaj,
uciekał, wiedząc, że ucieczki niema:
składając wargi, aby mogły dotknąć
ust ludzkich, jak bezsilne wargi dziecka,
kiedy zsiniałe były i bezkrwiste
od pocałunku Muzy, co wysysa
krew i śmiertelnych zamienia w posągi,
co patrzą w gwiazdy, nawet ich nie widząc;
gdy powleczone były szronem brzasku,
fioletowe, nieme, zagryzione
do krwi, by jękiem śpiewnym nie rozdarły
pancerza, który serce tak zamyka,
jak szklana trumna, samotna i widna;
by nie zbudziły źródła, które biło
na kryształowem dnie, jak lira z głazu,
na dnie ostatniem, gdzie już dłoń nie sięga,
cofając się przed lodowatą tonią,
ni wzrok najbardziej rozszerzonych źrenic;