była ta, którąś mniemał: twej tęsknoty srogiej
poważna radość. Gdyś zarówno szczęściem,
jak i niedolą gdy rozczarowany,
ryłeś się w siebie i kiedyś z przejrzeniem
mozolnie wracał, pod uciskiem niemal
skruszon ciemnego twego znaleziska:
wtedyś ty dźwigał ją, nierozpoznaną,
radość: drobnego twego Zbawiciela
brzemię przez krew dźwigałeś i ponad nią.
Czemuś nie czekał, aż ciężkość się stanie
nie do zniesienia: wtedy się przemienia,
i tak jest ciężka, gdyż tak jest prawdziwa.
Widzisz, to może twa najbliższa chwila
była; we włosach wieniec układała
może przed drzwiami, kiedyś ty je zawarł.
O, huk ten, jakżeż przenika on wszechświat,
gdy kędyś ostry twardy niecierpliwy
przeciąg na rygiel zatrzaskuje zamek.
Któż zaprzysięgnie, że zdrowe nasiona
nie popękają przezeń w głębi ziemi;
któż zbadał, czy w zwierzętach oswojonych
rozkosz zabicia nie zadrga lubieżnie,
gdy to szarpnięcie w mózg im padnie blaskiem
błyskawicowym? Któżże wpływ rozezna,
co z działań naszych przeskakuje w ostrze
bliskie, i któżże zdołałby nareszcie
wieść go do końca, kiedy wszystko wiedzie?
To, żeś ty zburzył. Że po koniec czasów
to jedno trzeba będzie rzec o tobie.
Strona:Stefan Napierski - Poeta i świat.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.