pismo, którego znaki od dzieciństwa
powoli rytowałeś w sobie, próbujący,
czy jakie zdanie od czasu do czasu
samo nie złoży się: ach, niedorzeczne
zdało się tobie. Wiem; o, wiem; leżałeś
przed niem i palce zdzierałeś o bruzdy,
jak po omacku wyczuwa się napis
na płycie grobu. Co ci się zdawało,
iż płonie jarko, dzierżyłeś, jak żagiew,
przed owym wierszem; ale płomień gasł,
zanim pojąłeś, być może oddechem
stłumiony, może dygotem twej dłoni;
a może z siebie sam, jak to płomienie
niekiedy gasną. Nigdyś nie przeczytał.
My się zaś czytać już nie ośmielamy
z oddali nadto wielkiej, przez ból wszystek.
Tylko się wierszom tym przypatrujemy,
co słowa twe unoszą dobierane
w dół, z prądem twego czucia zawsze jeszcze.
Nie, nie wybrałeś wszystkich; często bowiem
powierzon ci był początek, jakgdyby
gotowa całość, której zawierzałeś,
jak powołaniu. I zdał ci się smutny.
Ach, obyś nigdy był go nie usłyszał.
Anioł twój zawsze jeszcze woła głośno
i tekst ten sam inaczej akcentuje,
a we mnie radość bezmierna wybucha,
gdy słyszę, jak on wymawia: nad tobą
zachwyt: albowiem to własności twoją
było jedyną: iż kochania godne
wszystko od ciebie znowu odpadało,
iż wyrzeczenie pojąłeś w nauce
Strona:Stefan Napierski - Poeta i świat.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.