długiej widzenia, a w śmierci twój postęp.
To jeno twojem było, ty, artysto;
te trzy rozwarte formy. Oto odlew,
o, spójrz, tej pierwszej: obszar wokół twego
uczucia; z drugiej tej oto wykuję
patrzenie, które nic już nie pożąda,
wielkiego wzrok artysty; a zaś w trzeciej,
którą przedwcześnie sam pogruchotałeś,
gdy w nią pokarmu ledwo pierwszy drżący
z rozpalonego do białości serca
haust wniknął, — śmierć starannie wykończona
była, głębokim ukształcona dłutem,
śmierć własna, której tak bardzo nas trzeba,
gdyż my ją żyjem, a której przenigdzie
tak blisko nie jesteśmy, jako tutaj.
To wszystko było twym dobytkiem oraz
przyjaźnią twoją; częstoś to przeczuwał;
lecz potem próżnia form cię tych strwożyła,
sięgnąłeś w nie i zaczerpnąłeś pustkę
i wzniosłeś skargę. — O, dawne przekleństwo
poetów, co się skarżą, miast wymawiać,
co sąd sprawują nad swojem uczuciem
wtedy, gdy winni je kształtować; którzy
wciąż jeszcze myślą, iż to, co w nich smutne,
albo radosne, znają: że im wolno
żalić się nad tem w wierszu lub je sławić.
I używają mowy tak, jak chorzy,
utyskujący, aby opisywać,
gdzie też ich boli, zamiast się przemienić
twardo w wyrazy, jak się przeobraża
kamieniarz w głazu obojętność, kiedy,
zawzięty, ciosa sklepienie katedry.
Strona:Stefan Napierski - Poeta i świat.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.