Północ, rozbójnicy, pałki, strzelby, noże,
Rzecz to djabła warta, każdy przyznać może;
Janczi się na sercu dziwnie jakoś stało,
Lecz nie stracił ducha, wszedł do chaty śmiało.
„Daj-Bóg dobry wieczór!” Takie pozdrowienie
Wyrzekł Janczi wchodząc w zbójeckie schronienie,
Za broń zaraz wszyscy pochwycili zbóje,
W tem wódz się odzywa, ciszę nakazuje:
„Człeku nieszczęśliwy, mów kto jesteś prędko?
I z jaką tu wszedłeś w nasze progi chętką?...
Masz rodziców, żonę, niech po tobie płaczą,
Bo już ciebie chłopcze nigdy nie zobaczą.“
Serce Janczi śmiałe nie przyśpiesza bicia,
Jego twarz nie zbladła, wzrok nie stracił życia.
Wysłuchawszy wodza grożącej przemowy,
Odrzekł pewnym głosem, a takiemi słowy:
„Kto ma coś w swem życiu co doń przywiązuje,
Ten się z niebezpieczeństw ucieczką ratuje,
Ja nie dbam o życie ciężkie i złamane,
Więc ktobądź jesteście, bez strachu zostanę.
„Jeśli wasza wola, to mi w swojej chacie
Nie zrobicie złego, miejsce n a noc dacie:
Jeśli chcecie, nóż mi utopicie w łonie,
Nie zostawię wiele żalu po mym zgonie.”