Ten brzuchaty wezyr pogan swych szeregi
Wysztyftował podług prawideł strategji, —
Turcy by się wielu natarciom oparli,
Lecz m usieli uledz, gdy węgrzy natarli.
Zaczął się bój straszny i okropny zamęt,
Kurz z pod kopyt koni zakrywał firmament,
Lała się krew turków tak, że w owej porze
Zdał się ła n zielony jak czerwone morze.
Rzeź, mord ciągły. Każdy Madjar pogan chlastał,
Stos tureckich trupów jako góra wzrastał,
Basza z grubym brzuchem tylko się uchował,
I na Janczi właśnie szablę swą skierował.
Janka Kukorycy jednak to nie straszy,
Miecz trzymając w ręku, rzekł on tak do baszy:
„Nazbyt na jednego tłustyś panie bracie,
Więc ja z ciebie zrobię dwóch, ty chrześćjan kacie.“
Ledwie tę myśl powziął, a już zrobił swoje,
Tureckiego baszę rozpłatał na dwoje:
Pół kadłuba padło w lewo, a pół w prawo,
I tak wezyr raptem śmierć napotkał krwawą.
Gdy ten czyn ujrzała kupa turków trwożna,
Wnet się w tył zwróciła i w nogi, gdzie można,
Dotądby zmykali nędzne niedowiarki,
Gdyby im huzary nie wpadli na karki.