Fale w dal poniosły szczotki roztrzaskane,
A osada wpadła w morze rozhukane....
Czyż i wojak Janosz w morskiej zginął toni?
Przeciw pewnéj zgubie jakiej użył broni?....
Hej! śmierć też od niego nie była daleko,
Lecz go osłoniło niebo swą opieką;
Z biedy się wycofał osobliwie wcale,
Grobem dlań nie były rozhukane fale.
Morze nim jak trupem miotało w zapędzie,
I uderzał głową aż o chmur krawędzie;
Gdy go tak raz fale podrzuciły w górę,
Chwycił się obiema rękami za chmurę.
I już się nie puścił chmury uchwyconej,
Tylko tak pod niebem został zawieszony;
Gdy wiatr chmurę po nad brzeg morza zatoczył,
Janosz wybrał chwilę, zwinnie w piasek skoczył.
Podziękował niebu przedewszystkiém inném,
Modlitwą gorącą, westchnieniem dziękczynném,
Utracenie skarbów niezbyt go bolało,
Gdy przy łasce bożéj wyszedł przecież cało.
Późniéj dookoła zwrócił swoje oko,
Tylko gniazdo gryfa zobaczył wysoko.
Gryf ten karmił właśnie swoje młode w gnieździe,
Janosz plan ułożył użyć go ku jeździe.