w niewolę wzięty. Ścisnęły się serca na tak smutną wieść. Szlachta krakowska i sandomierska westchnąwszy do Boga, dosiada koni i z wojewodą Włodzimierzem na czele, idzie w pogoń. Pod Turskiem, milę od Połońca dogonili, przypadli, uderzyli i rozgromili nim się wróg szczuplej ich liczby domyślił. Więźniów wiele oswobodzono. Tatarzy wkońcu spostrzegli: że to tylko rozpaczliwa garstka; otoczyli tłumnie i przemogli. Ale zatrwożeni odwagą uciekli w strzemeską puszczę, a w pogoń iść nie śmieli. Za kilka dni ku Rusi wrócili. Klęskę zaś sobie zadaną zachowali w pamięci, a chińscy ich dziejopisarze wspominają o niej. (Deguignes).
Pomnożywszy swe zastępy i kipiąc od gniewu i zemsty wrócili niebawem. Wiódł ich groźny i straszny chan: Baty; a drogę którą kroczył, krwią zbryzganą lud polski w pamięci dochował zwiąc: szlakiem Batego. — Dzienne pochody znaczyli kopcami wielkiemi, w których prawdopodobnie umarłych swych grzebali przysypując wielką mogiłą, aby zwłoków nie ruszano. Mogiły te w jednostajnych prawie odstępach idą dolinami rzek 10—11 mil.
Roku 1241, 13 lutego w popieleć: Peta zdobył Sandomierz.
U gliszcz Sandomierza wypoczęli dwa dni, poczem rozdzieliwszy się ruszyli: Baty z główną siłą przez góry prosto na Węgry; Peta na Kraków; Kajdan przez Ruś Czerwoną dążył też na Węgry najprzód w kraj Kumanów, którzy przed Tatarami zbiegowie od króla węgierskiego nad Cissą osadzeni. Za nim stronami ciągnął: Bogader i inni wodzowie.
Król wigierski Bela, na odwrócenie tatarskiego miecza, młodszą Kingi siostrę a córką swą: Małgorzatę (świętą) ślubował Bogu! — daremno!
Gryfowie znowu stanęli na czele mężnych, mianowicie: Włodzimierz wojewoda i Klemens kasztelan krakowscy, znowu wraz z Pakosławem kasztelanem sandomierskim; pocztem dzielnej szlachty niemałym, jednak zbyt małym w porównaniu nawały wrażej. Pod Chmielnikiem przez kilka godzin ciężkiej bitwy nie mogli ich Tatarowie przełomić; aż w końcu zmyśliwszy ucieczkę: pociągli w pogoń za sobą a na rozsute z wszech stron uderzyli. Bili się Polacy niebożęta na umór! Przywódcy polegli, niedobitki uszły w lasy.
Strona:Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu/113
Ta strona została przepisana.