brody porosły im po kostki, brwi opadają na twarz. Prócz nich, w głębi jaskini całe wojsko leży ukryte zbrojne i konne. A u wchodu dwu rycerzy siedzą na kamieniach i oburącz oparci o rękojeście mieczów strzegą wchodu i pilnują: rychło będzie czas obudzić śpiących wodzów i króla i wojsko.
Na czasie zaś będzie: skoro kościół Panny Maryi w Krakowie słomą będzie pokryty! — Wtedy otworzy się góra, wyjdą wojska z wodzami i królem na czele, uderzą na wrogi, zwyciężą: a Polska będzie Polską jak bywała, możną i szczęśliwą.
Górale z pobożnym postrachem i silną wiarą opowiadają o tem, a nawet wymieniają chłopa, który przypadkowo zaszedłszy do tej jaskini, widział rycerzy śpiących i rozmawiał z strażą u wchodu która się go wypytywała: czy nie poszywają słomą kościoła Panny Maryi w Krakowie??
Jaskinia ta zaklęta leży w kościeliskiej dolinie w miejscu najobronniejszem, na prawym brzegu Dunajca, w halach, dziś należących do Chochołowa.
Podhale spustoszone zupełnie nie mogło się podźwignąć. Niemieccy dworzanie Cedrona, owi: Neumarkty, Mittelburgi, Rensburgi, Sykuty i t. d. — przepadli! — wyginęli pod Lignicą albo Ludzimirzem; pamięć po nich pozostała tylko w obszarach, które posiadali. Domy ich i osady, wszystko przepadło! Niedobitki z niewiastami i dziećmi schroniły się w góry pospołu z Podhalany polskimi, z którymi ich ciężka niedola zbratała i zlała. Znaleźli tam schronienie i litość; więc przyjęli polską mowę i obyczaje. Natomiast wyuczyli ich lepszego gospodarstwa owczego; więc wszystkie nazwy dotyczące pozostały niemieckiemi i do dziś dnia istnieją.
Pierwsze to zespolenie towarzyskie obu nienawistnych żywiołów musiało się odbyć w miejscu odpowiedniem tak co do obronności jako też co do korzyści wyżywienia ludu i statku schronionego, a oraz niewielkiego oddalenia. Wszystkie te warunki łączy dolina Kościelisk, a mianowicie hala na Ornoku jak gdyby stworzona na obozowisko schronne. Z Podczerwonego, kędy pierwszy Nowytarg leżał do Kościelisk dwie mile, a Dunajec sam prowadzi. Nietylko w Polskiej ziemi, lecz w całej Europie mało miejsc tak obronnych, obfitych w wodę, drzewo a latem i w paszę.
Strona:Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu/120
Ta strona została przepisana.