Strona:Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu/156

Ta strona została przepisana.



VI.
LESZEK CZARNY.

Słysząc o śmierci stryja swego niebawem nadbiegł Leszek Czarny do Krakowa, nie bez obawy biskupa Pawła i jego stronników. Biskup przywitał go jednak i przyjął uczciwie. Razem z nim nadleciała wieść: że Lew książę ruski na czele Rusi, Litwy i Tatar wpadłszy pustoszy lubelską i sandomierską ziemię.
Była więc szlachta rada Leszkowi i uspieszywszy się z pogrzebem królewskim ruszyli ku Sandomierzowi, kędy pod Goślicami na lewym brzegu Wisły Lew obozem leżał. Warsz kasztelan krakowski, wraz z Piotrem krakowskim i Januszem sandomierski wojewodami przywodząc Polakom; uderzyli na wroga i rozbili w puch. Leszek aż po Lwów ścigał Lwa uciekającego.
Wracając z wojny zabawiał się Leszek łowami, a ziemie którędy ciągnął musiały dostarczać obroków dworowi jego i koniom i psom i sokołom. Tak dawał Nowy Korczyn, tak Biecz, majątek dożywotny Kunegundy. Snać nie miał wielkiej ochoty uwzględnić praw zimnej stryjanki swej a przyjaciółki biskupa Pawła, jak dobrze wiedział: wroga swego.
Korczynianie i Bieczanie użalili się krzywdy swej a Kinga zawezwała go przez posły, aby nie pustoszył dóbr jej. Leszek lekko zbywszy posły ciągnął dalej, a słudzy jego łupili tem gorzej. Więc Kinga jako już zakonnica pod opieką kościoła zostająca: zawezwała pomocy Rzymu.