Wskazuje go też żywe podanie ludowe i nie ma chaty na Podhalu, gdzieby o tem ojciec dzieciom nie opowiadał, jak sam z dziada pradziada zasłyszał. — Bory te dziś stanowią warunek bytu i wyżycia mieszkańców, dostarczając rok w rok nieprzebranego wybornego nawozu, bez którego krzemieniste role nie zdołałyby wyżywić ludności. Grubsze niezgnite jeszcze korzenie i pniaki idą na paliwo a niekiedy zdarza się wydobyć pień cisowy nad którym kilkunastu ludzi ma do czynienia. Torf ten kilkoma warstwami leży. Wybrawszy jedną warstwę sięgają w głąb „Kosturem“ (tak zowią pręt żelazny łokciowy na rękojeści osadzony naumyślny do szukania torfu). Znalazłszy wybierają dalej aż do dna gdzie na siwym ile woda już stoi. — Latem gdy bory podeschną konie i bydło pasąc się po trzęsawiskach zapada i ginie w topielach.
Podanie ludowe niesie: że jezioro było pod Czarnym Dunajcem tam gdzie się: Stary Dunajec zapadł. Rybak jakiś zanurzywszy się trącił o krzyż kościoła, więc szukał wchodu i znalazł. W kościele podwodnym właśnie ksiądz mszę prawił a po kościele i ławkach klęczały ropuchy żaby i jaszczury, niegdyś ludzie — po utonięciu zaś zamienieni w gady. O takich zatopionych ludziach jest podanie i w Krościenku.
W halach po dziś dzień niedźwiedzie szkody robią, dziką kozę w Nowym targu zamówić, głuszca dostać a jarząbkami stół ubrać można; byle tylko wiedzieć gdzie czego szukać. W 13tym stuleciu, kiedy wiewiórkami, popielicami, lisami i kunami płacono: ileż tam musiało być zwierza rozmaitego, skoro po całej Polsce ubijano: żubry, tury i łosie?
W świeżej pamięci ludu żyje sławny myśliwy i łowca: Matula, którego trzech synów było kanonikami w Krakowie. Z łowiectwa dorobił on się majątku. Opowiadają o nim: Że zawsze przed północą wyjeżdżał w pobliski rokitowy gaj, ulubiony przybytek djabłów. W każdym krzaku siedział tam zły duch, a wieczorem nie można było tamtędy przejechać nieprzeżegnawszy się. Tam nad wielką tonią przy starej rokicie: świsnął! — a wybiegł koń kary którego kiełzał trokiem od spodni, dosiadał i objeżdżał swe wilcze doły: na Podczerwonem, Cikówce i na Szczotkówce ostrowiu kamiennym wśród trzęsawisk. Tam wykuł sobie jaskinię, w której się ukrywał wraz z koniem. Raz ukryty widzi stado wilcze przechodzące
Strona:Szczęsny Morawski - Sądecczyzna.djvu/80
Ta strona została przepisana.