to ino sama eryzyjo siedzi i bez cytanie takich ksionzek cłek duse niecystemu zaprzedaje, jak to o tem dokumentnie wyłozył nom jelebny ociec Bycek.
Wula tygo pedom wom, bracia rodaki, wierne krześcijany, ze kto ino w boga wierzy i najświentse panienkie — ten niech nie słucha tych przeklentych sycylistów, którneby tylo chcieli, zeby kuzden cłek był równy jeden do drugiego, zeby kuzden był sobie bosem i mioł co jeść!
Nasa wiara świenta pedo, ze błogosławione ubogie, albowiem wnijdo do królestwa niebieskigo, a nas jelebny ociec Bycek, co to łońskiego roku dał jedny swoi jelebny pani gospodyni dziesienć tysionców talarów we wianie, pedo, co “marność nad marnościami i wsyćko marność”.
Taj tyla.
Bacność, psieścirwo!
Pochwalony!...
Jednygo wiecoru, kiej przysetem do chałupy ze siapu, podała mi moja stara pośtkarte, na którny stojało, ze mom sie stawić tygo wiecora, jako nacelny jeneroł wojsków polskich, na mityng deligatów obchodowych, wula naradzenia sie nad urzondzeniem jebileusa na cenść pienćdziesionty rocnicy powstania. Zjatem se tedy wiecerze i posetem na mityng, boć słuzba dla ojcyzny rzec pirsa dla rycerza polskiego.