świentygo. Pracowali oni obydwa wiela dla polskości, pobierajonc pejdy z kasy Polski w skurceniu, tedy bondźta pewni, rodaki, wierne krześcijany, ze i w kademii nasy patryjotycny bendo pracować jak sie patrzy i pod ich opieko nase bojsy zacyrpno świzygo powietrza narodowygo.
Taj tedy wiency nie bende was badrować, rodaki, wierne krześcijany a ino biere do garści ten pełen kielisek raj wisky i wołam:
— Niech zyjo nase jabilaty! Niech zyje kademija!
Wypiłem wiske i skońcyłem mowe.
— Brawo! Brawo! — zaceni ci wsyscy krzycyć i bić rencami. — Dzielny rycerz i patrjota z jenerała Tabaki! Niech zyje armja polska, która takie sławne Tabaki wydaje!
Przemawiali jesce rozmaite mówce a kiej juz kuzden mioł dosyć patryjotyzmu w cubku, wybraliźwa kunitet, któren nagrypsoł rezolacyje przeciwko róźnem opozycyjom, galimatacyjom i jensem psieścirwom, którne to wej wsendzie wścibiajo swój nos i wsyćko kretekujo!
Kiedyźwa już uchwalili rezolacyje — odśpiwaliźwa “Boze coś Polske” i kuzden, pełen patryjotyzmu, poset do domu. Trapi mnie to ino bardzo jesce do dziś, zeźwa byli na tem bankiecie jaze do drugi godziny w nocy, a to juz był świenty piontek... Jo temcasem na odchodnem jard kiełbasy w kiesień se wsadziłem i po drodze przegryzołem...
Cy aby cłek nie utraci bez to królestwa niebieskigo?
Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
48