— Ańba! — myśle se. — Jak tu ma być Polska, kiej te psieścirwa nic tu nie wiedzo nawet o mnie i armji polski w Junajtet Śtejts!... Kuniec świata!
Azeby sie ździebko pociesyć, posetem do rystoracji i wypiłem se kilkanaście na pomyślność Polski, przycem zaconem zaluniście opowiadać, jakie to wej mnie przygody spotkały. Tymcasem przy barze stał jakiś cudacnie ubrany chłop, ze siablo i juz chciałem go zagadnonć, bo myślałem, ze to jaki rycerz polski, ale tu ci wej ten psieścirwo był policajem i słysonc, co ja o Polsce i o patrjotyźmie gadom, pedo:
— Giej! Pasport u tiebia jest?
— Taj poco! Przecie ja Polak, w swoi ojcyźnie, to zadne paśporty mnie nie potrzebne!
— Ty Poljak?! W swojej ojczyźnie? Wot tiebie na! Chodź, bratiec, w uczastok!
Wzion ci mnie psieścirwo za alc i jazda na polistejsion, cyli po tamtemu — do rewieru. Tam, za to, ze pedziołem, ze jezdem Polak i jezdem w swoi ojcyźnie — dali mnie piendziesiont batów i odstawili do granicy pruski.
Z tych wsyćkich trublów rozchorowałem sie i powróciłem do Chicago, bo co tam z temi psieścirwami w starych kontrach robić, które nawet o nasem wojsku nic nie wiedzo!
Trza nom bendzie samem załozyć tu rzond narodowy i dali zbiroć rycerza a kiej bendziema mieć ze dwadzieścia duców chłopa, to na swoje renke Polskie zbawiemy!
Go tu heł z temi starokrajskiemi politykierami!
Strona:Szczypawka - Baczność! Jenerał Tabaka ma głos!.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.
60