Ponieważ wypadło mi jechać ponad terenem, na którym wszędzie toczyły się mordercze bitwy, przeto nie chcąc się narażać na możliwe pomacanie kulką, wzbiłem się wysoko w górę i całkiem niewidzialny z ziemi — mknąłem swobodnie w chmurach lotem błyskawicy.
Szybki lot odurzył mnie troszkę i zacząłem drzemać... Wtym, gdy tak drzemię śniąc coś rozkosznie, obudziły mnie dolatujące z ziemi okrzyki: “Hoch der Kaiser!”, szczęk kufli, szum piwa i melodje “Wacht am Rhein” i “Deutschland ueber alles”, nucone zachrypłymi od piwa głosami.
— Czyżby to był już Akwizgran? — zapytałem samego siebie. — Hm, byłoby to prędko. Dopiero cztery godziny jadę. Muszę się przekonać.
Obniżyłem lot. Podemną w istocie rozpościerał się Akwizgran. Za parę minut byłem już więc na ziemi i niezwłocznie zająłem się odszukaniem kwatery kajzera.
Przechodząc obok pewnego eleganckiego pałacu, usłyszałem ostry zgrzyt, dochodzący z wewnątrz.
Co by to było? — myślę.
Stoję więc tak na ulicy i gapię się, gdy naraz — kto? — kajzer we własnej osobie wypada ze środka i w otoczeniu adjutantów, szpiclów i żołnierzy zaczął biegać wokół pałacu. Teraz dopiero zauważyłem, że to tak kajzer zgrzyta mocno zębami.
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.