— Dzień dobry — powiadam, gdy kajzer podszedł bliżej ulicy.
Wiluś stanął, szarpnął wąsa i spojrzawszy na mnie marsowo, huknął:
— Was?
— Dzień dobry! — powtórzyłem.
— Zien dopry?... Was ist das: zien dopry? — krzyknął groźnie.
— No, dzień dobry, to jest dzień dobry, a po niemiecku zdaje mi się, że “Gut Morgen”, czy coś w tym rodzaju — odrzekłem z uśmiechem.
— Sprechen Sie Deutsch? — zapytał kajzer.
— Pod psem. Ciężko mi, jak kobiecie przy porodzie. Po polsku idzie mi za to gładko.
Oh, ja, ja!... — zawołał kajzer, rozpogodziwszy zachmurzone oblicze. Wy, Herr — Polak? Ja też troche mówicz po polska... Ja kocha polak — mocno — fest kocha!... Ja się uczy polska mowa...
— Oho! — zawołałem zdziwiony — a to odkąd dostał pan takiej nagłej i niespodzianej miłości do Polaków?
— Ja już tawno... tawno kochał polak... Ja, mein lieber Herr, Herr...
— Szczypawka — podpowiedziałem — redaktor Bicza Bożego.
— S... Sz... Stzypawka? — powtórzył Wilhelm, nadłamawszy sobie troszkę języka — redaktor jaki Blatt?
— Bicza Bożego.
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.