— Donnerwetter! Co ty gadas? Socjalist — to je największy wróg Vaterlandu i wiary świenty tak mówi nasz kapelan... W naszym pułku było ich kilkudziesięciu, a pomiędzy nimi i kilku, co mówili naszym, katolickim (znaczy się polskim. — Przyp. autora) językiem, a wszyćkie, psieścirwa Vaterland zdradzili i do Francuzów pouciekali, bo mówili, że nie chcą ludzi zabijać... Jakby to takie bezbożniki jak Francuzi, to mieli duszę, abo co!... Mnie też oni namawiali, żebym uciekł z niemi, ale chciałem jem w łeb palić... Ksiądz kapelan mówił, że to śmiertelny grzech zdradzić ojczyznę i cysarza...
W tej chwili ranny osłabł na nowo i zemdlał, zawołałem więc na krzątający się w pobliżu oddział sanitarny. Pierwszym, który się zjawił na moje wezwanie, był jakiś klecha katolicki, widocznie kapelan. Wskazałem mu rannego.
— A toć to Wawrzon! — zawołał po polsku. — Wczoraj go spowiadałem.
— Czy będzie żył? — spytałem.
Ksiądz nic nie odpowiedział, lecz zaczął z gorliwością smarować rannego “olejami świętymi”. — Dopiero gdy tę czynność skończył, badał go i rzekł:
— Rana nie jest niebezpieczną. Dzięki bogu będzie mógł i dalej za parę dni tępić nieprzyjaciół wiary świętej, cesarza i naszej wielkiej ojczyzny.
— Jakiej ojczyzny? — zapytałem.
— Ojczyzny niemieckiej.
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.