ten jegomość?... Zaintrygowała mnie wielce ta postać, więc przywołałem jednego z kielnerów i spytałem go po cichu, któż-to jest ten pan? Kielner odrzekł z ukłonem:
— Grande homme d’etat, monsieur! (Wielki mąż stanu, panie).
Po chwili do kawiarni wszedł drugi osobnik.
— Vive la Pologne! — huknęli i tym razem kielnerzy.
Znów jakiś drugi mąż stanu — myślę. — Ale po jakiego djabła ci francuscy kielnerzy witają tych wielkich mężów stanu okrzykiem: “Niech żyje Polska?” To jest niezrozumiałe...
Ale — otóż — “jestem u siebie w domu”. Drugi “wielki mąż stanu” podszedł do pierwszego “wielkiego męża stanu” i rzekł czysto po polsku:
— Jak się masz, Antek!
Więc to Polacy ci “wielcy mężowie stanu?” Hm, zaciekawiło mnie, co to za jedni?
Teraz jednakże “wielcy mężowie stanu” zaczęli się schodzić jeden po drugim, okrzykom kielnerów: Vive la Pologne!” nie było końca, a pozdrowienia: “Jak się masz Bolek!” “Jak się masz Bronek!” “Jak się masz Wacek!” i t. p. rozlegały się co minuta.
Gdy już “wielkich mężów stanu” naliczyłem sześciu, jeden z nich rzekł:
— No, to już jesteśmy wszyscy. Zatym otwieram posiedzenie.
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.