Stuknął szklanką w stół i ciągnął dalej:
— Podług ostatnich wykazów, nasza legja polska, walcząca z armją francuską przeciwko Niemcom — wynosi już 25 ludzi, a jest nadzieja, że wkrótce dojdzie do liczby 40 uzbrojonego i umundurowanego żołnierza. Tym sposobem zwycięstwo stanowczo musi się przechylić na stronę Francji. Z Ameryki są jakieś niewyraźne wieści. Ten Karabasz...
— Cha! cha! cha!... — wybuchneli wszyscy głośnym śmiechem, nawet i sam przewodniczący.
— Otóż, uważacie, ten Karabasz, na wspomnienie inteligiencji, którego boki ze śmiechu zrywamy, okazał się jeszcze troszkę więcej... wesołym, za jakiego myśmy go mieli...
— O, do djabła! — zawołał jeden z wiecowników. — A to okaz niebywały!
Przewodniczący ciągnął dalej.
— Mianowicie, rzecz się tak ma cała: gdy wysłaliśmy do niego telegram, żądający dla Francji ludzi i pieniędzy, na którym, pomiędzy innymi, był też podpis i naszego syfilistycznego eskulapa, dra Moca, Karabasz ten przyszedł do przekonania, że pod nazwiskiem “Moc” musi się ukrywać jakaś potęga, — moc — może Anglja, może Francja i prosi o wyjaśnienie mu tego sekretu.
— Cha! cha! cha! — wybuchnęli znów wiecownicy homerycznym śmiechem.
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.