— Satyra?
— Satyra!
— Na kogo?
— Na ciebie!
Wiatr zbladł, wytrzeszczył oczy i wreszcie z pokorną miną mówi:
— Nie pisz... Już ci wynagrodzę wyrządzoną krzywdę...
— Co? Zawieziesz mnie do Poznania? — pytam.
— Do Poznania nie, bo w tamtą stronę nie mam siły lecieć... A zresztą co byś ty zobaczył w Poznaniu?... Chyba wzdychanie endeków do carskiego knuta...
— No to gdzie mnie zawieziesz?
— Do Lwowa. Za parę minut tam będziemy. Zgadzasz się?
— All right!
— A schowasz już ten papier i ołówek?... Nie będziesz pisał satyry?...
— No nie, nie...
Wiatr złagodniał i za trzy minuty byłem już na ulicach Lwowa.
Smutny widok! Nieliczni mieszkańcy, którzy nie mogli uciec przed przybyciem hord carskich — chodzą jak struci, przygnębieni, zrozpaczeni. Po mieście gęsto snują się patrole kozackie i wszelkiego rodzaju żołdactwo, kradnąc i rabując, co i jak się da, a nie żałując przy tym lwowianom — naha-
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.