Kochany Biczu!
Ciężko mi jest jakoś opuścić Lwów, gdyż chciałbym koniecznie zobaczyć te dziwy carsko-słowiańskiej kultury, którą obiecał wkrótce wprowadzić we Lwowie carski gubernator, graf Bobrinskij.
Po ostatnim liście, jaki pisałem ze Lwowa, nic szczególnego przez dwa ostatnie dni nie zaszło, z wyjątkiem powieszenia przez carskie wojska kilkunastu Polaków i Ukraińców, co jednakże dla mnie, jako dla królewiaka, nie jest osobliwą rzeczą, zważywszy, że w Kongresówce, pod czułą słowiańską opieką najjaśniejszego wieszatela, Mikołaja II-go są to sprawy codzienne.
Trzeciego dnia rano dowiedziałem się, że o kilkanaście mil od Lwowa ma się rozegrać wielka bitwa pomiędzy wojskami austrjackimi i carskimi, więc niezwłocznie rozpiąłem parasol i poszybowałem w kierunku przyszłego placu boju. Jakoż wszystkimi drogami od Lwowa, niby szarańcza, waliły nieprzeliczone hordy carskie, z kozakami na przedzie, którzy, jako przednia straż kultury carskiej — zamieniali całe wsie i sioła galicyjskie w gruzy,