Nie! Nas stać było na miljon żołnierzy!... Był czas... Szlachetni synowie Polski zaklinali nas, ażeby się gotować... ale warcholi i oszczercy zakrzyczeli, zhańbili ich!... Zhańbili i oczernili Komisję Tymczasową, która chciała wielkie dzieło, potężną armję polską, stworzyć... Zhańbili i oczernili Sieroszewskich, Piłsudskich, Sławków, Feldmanów, Sokolnickich, Daszyńskich, którzy naród ze snu budzili...
Podłe, niewolnicze dusze! Raby bez czci i sumienia!
Szybując tak z tymi smutnymi myślami ponad zniszczoną, zrujnowaną Polską, nawet nie zauważyłem, jak przyleciałem w okolice Warszawy.
Warszawa!... Co się tu dzieje?... Co też tu robią?... Zobaczę!
Wylądowałem szczęśliwie w Łazienkach, ażeby nie wywoływać zbyt wielkiego zbiegowiska i puściłem się aleją Ujazdowską do miasta. Hm, wszędzie jeszcze krążą moskale, choć miny mają teraz pokorniejsze. Coraz to spotykam jakiś pijany patrol żołdacki i tym, oczywiście, trzeba dać jakiś okup, na oczyszczonnuju, aby co parę minut nie rewidowali człowieka na ulicy. Błądzę tu i ówdzie. Nareszcie ujrzałem wielki szyld i napis: „Gazeta Warszawska”.
— Aha! Dmowski, Trzeba tego carskiego agienta zobaczyć!
Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.