Kochany Biczu!
Otrzymawszy w Warszawie wiadomość o najnowszej depeszy, którą wysłano z Bordeaux do kliki moskalofilskiej w Chicago kilku mistrzów pędzla, pianina, kieliszka, etc., etc., z żądaniem formowania w Ameryce legjonów polskich dla Anglji i Francji — natychmiast postanowiłem jechać do Londynu, i dowiedzieć się, jak też król Jerzy zapatruje się na ten projekt naszych carofilów? Postanowienie swoje natychmiast wprowadziłem w czyn i za kilkanaście godzin wylądowałem szczęśliwie w londyńskim Hyde Parku, gdzie z trudem umknąłem przed jakimś szybkonogim amerykaninem, który pędził za mną, co tchu, zaklinając się na wszystkie świętości amerykańskie, abym przystanął i sprzedał mu swoją tajemnicę latania w powietrzu na parasolu. Szczęściem udało mi się zmieszać z tłumem i tym sposobem amerykanin stracił mnie z oczu.
Nie tracąc czasu bezzwłocznie udałem się do pałacu królewskiego i kazałem kamerdynerowi, ażeby mnie zameldował królowi Jerzemu. Król Jerzy odpowiedział, że byle łapserdaków, których nie zna, nie przyjmuje, ale kiedy kazałem kamerdyne-