Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.

— zasnąłem twardo, rozłożywszy się wygodnie na rozpostartej powłoce parasola.
Gdy rano, jak zwykle, obudził mnie ostry kaszel, zauważyłem, że dojeżdżam do jakiegoś dużego miasta. Jakoż wkrótce krążyłem już nad miastem. Co to za miasto? — zacząłem medytować... Przyglądam się, patrzę, przecieram oczy — ależ tak: to Petersburg! — A no — myślę — trzeba skorzystać z okazji i złożyć carowi wizytę. Wybadam go zarazem, co myśli o wojnie.
Pomknąwszy nad Newę, w okolicę carskiego pałacu zimowego, przymknąłem troszkę parasol i szczęśliwie spuściłem się na dół.
— Hm, ale jak tu się dostać do cara?... Straż mnie nie dopuści — pomyślałem z rozpaczą. Ba! ale od czegoż głowa na karku? Zauważywszy zielony szyld z napisem: “Kazionnaja Winnaja Ławoczka” — wiedziałem już, że do cara się dostanę.
— Stoj! Kuda! — zawołał sołdat, nadstawiając ostrze bagnetu, gdy chciałem wejść do carskiego pałacu.
— Chcę się widzieć z carem — powiadam.
— Pasport u tieba jest? — pytał sołdat.
— Jest, panie sołdat, a jakże! — mówię wyjmując z kieszeni butelczynę “sorokowki” i wreczając ją ucieszonemu obrońcy cara i otieczestwa.
— Nu, charaszo! Stupaj brat!
Wszedłem do przedpokoju. Zastałem tam zdrową, tęgą dziewoję.