Strona:Szekspir - Północna godzina.djvu/50

Ta strona została przepisana.


Viola.

Zbudowałbym z wierzb chatkę tu przed twemi wroty,
I wołał wsciąż: zejdź, duszo, do swego przybytku!
I ułożyłbym lament miłości wzgardzonéj,
I śpiewał wniebogłosy, śród głębokiej nocy,
Ażby się trzęsły wzgórza. I wnet radomówna
Córa powietrza imie roznosząc Olivii,
Przyszła-by mi na pomoc. A tak ni na ziemi
Ani w powietrzu nigdy nie mając pokoju,
Musiałabyś nakoniec zlitować się Pani!

Olivija.

O, to strasznie, zakaty! Rod-że twój? młodzieńcze!

Viola.

Nad stan mój nieco. Ród mój jest szlachetny

Olivija.

Wracaj tedy do Księcia. Wiész moję odpowiedź:
Ja kochać go nie mogę. Dość więc już tych poselstw.
Chyba-byś mi raz jeszcze nadszedł z doniesieniem,
Jak on przyjmie me słowa? — A teraz mi żegnaj.
Dziękuję ci za trudy — i wydaj to za mnie.

(Daje mu pieniądze).