Strona:Szekspir - Północna godzina.djvu/58

Ta strona została przepisana.

W rzeczy saméj, tak pilnie mi się przyglądała,
Że jakby myśląc wzrokiem, słów zapominała,
Szły jej one niesnadnie, z jawném roztargnieniem!
I ta otyła pogoń, co z groźbą zaprasza,
Bym powróciła jutro, to wybieg miłości!
– Ani to Księcia pierścień! On go nie posyłał.
Umyślny więc dar dla mnie – O biednaż kobiéto!
Wolałabyś pokochać senne urojenie!
Widzę teraz, jak złym jest ten ubior zmyślony!
Umié go bardzo użyć chytry wróg człowieczy!
I jak przychodzi łatwo lada rysy młode
Na wosku serca biednej wycisnąć kobiêty!
Ach! nie nasza to wina! wina ułomności,
Z jaką przyszłyśmy na świat – wina konieczności! –
Ale jaki-ż ciąg dalszy Książę ją tak kocha,
Ja biédna maska kocham i ubóstwiam Księcia,
Ona znów mną zajęta. Czém-że się to skończy?..
Miłość moja ku Księciu, dopókim mężczyzną,
Marą jest bez nadziei; a będąc kobiétą,
Ileż straconych westchnień przyczyniam Olivii?
O czasie! ty sam musisz rozsnuć węzły swoje,
Bo zamocne są one jak na dłonie moje!

(Wychodzi).