Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/102

Ta strona została skorygowana.

ły im poznać Karpa; i tak on nieszczęśliwy skończył swe życie; bez modlitw i bez księdza tamże na brzegu trupa zakopali do ziemi. — Tu zamilkł podróżny.
— Powiedzże — rzecze P. Zawalnia — co się stało z Ahapką?
— Ahapka lat kilka żyła przy swoich rodzicach, od smutku i przelęknienia ciągle była słabego zdrowia, po śmierci swoich rodziców i ona jak świéca zgasła, niech króluje w niebie, za życia swoją cnotą i dobrocią była przykładem dla wszystkich kobiét naszéj okolicy. To się działo dawno, jednak że i teraz jeszcze tam, gdzie ona ze łzami kwiaty polewała, zielenią się wiśnie i jabłonie, i te kwiaty w każdéj wiośnie najpiśkniéj kwitną, dziewczęta we dni świąteczne plotą z nich wianki i ubierają obraz Najświętszéj Matki.
— Czemuż ty się nie żenił, kiedy już była wdowa? — rzekł Pan Zawalnia, — i jeszcze piérwéj kochałeś ją, miałbyś żonę najlepszą; a dobra żona jest skarb najdroższy, bo gdzie w domu miłość i zgoda, tam i błogosławieństwo Boskie. Ot i ja żyję jakokolwiek dzięki Bogu, cały ten porządeczek w gospodarstwie zapracowaliśmy razem z moją nieboszczką.
— Po tém smutném weselu, prosiłem pana, aby mi pozwolił iść w cudze strony, gdzie łatwiéj nabyć pieniądze, dla podtrzymania gospodarki, dla opłaty podatków, a jeszcze miałem i to w myśli, że będąc daleko, prędzéj zapomnę o wszystkiém tém, co mi ciągle stało przed oczyma i pogrążało w smutek. Błąkałem się lat kilka po Rossji, blisko No-