Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/71

Ta strona została skorygowana.

— A czy toż była kiedy prawda co opowiadasz? — po długiém milczeniu przerwał stryj.
— Tak kiedyś wierzyli poganie, bo to było przed narodzeniem Chrystusa, wiadomo z historji o bycie tego narodu, wiadomo także i o ich religji.
— I tego was uczą Jezuici w szkołach, na cóż się to przyda?
— Kto się uczy, — odpowiedziałem, — ten powinien o wszystkiém wiedzieć.
— No więc mówże daléj.
I daléj opowiadałem bez przerwy, już było po północy; czeladź rozchodząc się pocichu powtarzała sama sobie nam hetaj baśni niawyuczyca, usio sztoto nipanaszemu tut ni czaho ni prypomnisz. — Po niejakim czasie posłyszałem mocny sen mego stryja i będąc rad z tego zdarzenia, przeżegnałem się i zasnąłem.
Na drugi dzień jako wiejski gospodarz wstał bardzo rano, obejrzał wszędzie swój maleńki dworek, i powróciwszy do domu zbliżając się do mnie jeszcze drzemiącego zawołał: — O, jak to widzę, to waszę lubisz spać po pańsku, wstawaj, u ludzi prostych to grzechem, i nazwą hultajem. Ależ twoja wczorajsza historja bardzo uczona, choć w łeb strzel, niepamiętam ani jednéj familji tych pogańskich Bogów. — Lecz to nie raz ostatni, pogościsz u mnie do wiosny, a w czasie długich zimowych nocy, wiele mi opowiesz o tém i o owém.
W czasie mego pobytu w domu stryja, musiałem pięć prawie tygodni usypiać jego co noc opowiadaniem poema-