Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/100

Ta strona została przepisana.
98
SZPIEG

koynie. Tego ostatniego warunku nie dotrzymałeś mi Harweyu?
— Prawda, odpowiedział kramarz, ale ieżeli chcesz wiedzieć kapitanie, to właśnie iest powód, coby cię znaglać powinien do nayśpiesznieyszego odiazdu. Oszukać świata dwa razy nie można, i tylko do razu sztuka uchodzi.
— Nie mógłżebyś iakicgo innego wymyśléć sposobu? zapytał Henryk.
— Wybladłe lice kramarza, żywym okryły się rumieńcem, co mu się bardzo rzadko zdarzało, iednak dla tego milczał i zdawał się walczyć sam z sobą.
— Cokolwiek spotkać mnie może, dodał Henryk, nie poiadę iuż dzisiay i zostanę tu do iutra.
— Jeszcze słowo, kapitanie Warthon! rzekł poważnie Harwey, strzeż się kapitana Wirgińskiego z wielkiemi wąsami, olbrzymiéy postawy; wiem dobrze iż niedaleko ztąd bydź musi, a sam szatan, podeyść go nic po-