Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/101

Ta strona została przepisana.
99
ROZDZIAŁ IV.

trafi, kiedy raz tylko udało mi się wywieść go w pole.
— Niechże się sam lepiéy strzeże, odpowiedział Henryk. Zresztą Birchu! uwalniam cię od wszelkiéy odpowiedzialności.
— Dostanęże to uwolnienie na piśmie? zapytał przezorny kramarz.
— Z całego serca! zawołał kapitan z uśmiechem: Cezar! prędko, papieru, atramentu, pióra! muszę w uroczystéy prawa formie, wydać uwolnienie moiemu współwinowaycy Harweyowi Birch.
Kramarz nie mówiąc słowa, odebrał z powagą to pismo, i iakby wielkie przywiązywał do niego znaczenie, schował go w środek skrzynki, którą iuż był upakował, i ukłoniwszy się nisko całéy familii, ku domowi swemu się udał.
Po iego odeyściu, Warthon równie roztropny, iak niespokoyny, zaczął na nowo przekładać synowi, iż chociażby rad zatrzymać go dłużéy u siebie, kiedy iednak