Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/107

Ta strona została przepisana.
105
ROZDZIAŁ V.

większą nierównie spokoynością niżeli pod czas nocy doświadczała.
— Zdaie mi się rzekł, wesoło kapitan siadaiąc pomiędzy siostrami, żem lcpiéy zrobił kiedym się wyspał wygodnie, i teraz siedzę przy dobrem śniadaniu, niż cobym miał zdać się na gościnność walecznych oprawców i ich szanownego wodza Skinnera.
— Jeżcliś spał dobrze, móy bracie, odezwała się Sara, bardziéy w tém byłeś szczęśliwszy odemnie. Za naymnieyszym szelestem zrywałam się, słuchałam, marzyłam o powstańcach, iakby iuż dom nasz otoczyli.
— Daię słowo, rzekł Henryk z uśmiechem, ieżeli mam prawdę powiedzieć, i ia nie zupełnie byłem spokoyny. A ty siostro, rzekł zwracaiąc się do Franciszki, iakżéś noc przepędziła? widziałaś żeś chorągwie w obłokach? poświst wiatru, zdawał że ci się woiennéy muzyki odgłosem?