Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/114

Ta strona została przepisana.
112
SZPIEG

nie żem o nim zapomniał. Jakiś nieznaiomy tego nazwiska, przyszedł był do mnie prosząc o schronienie przed burzą. Nie znałem go nigdy, pierwszy raz widziałem go w mém życiu, i ieżeli to był człowiek podeyrzany.........
— Gdzie się podział?
— Wyiechał wczoray wieczorem.
— Jak wyiechał?
— Na koniu na którym tu przybył.
— Gdzie się udał?
— Ilem widział ku północy.
Dowódzca skończywszy swoie wypytywanie ukłonił się i wyszedł z pokoiu. Cała familia odetchnęła spokoyniéy i pobiegła do okna sądząc, iż sobie szczęśliwie odiedzie. Lecz nadzieie te zawiodły, gdyż on kilku podofficerów wywoławszy z szeregów po imieniu, i przeznaczywszy niektóre oddziały w różne okoliczne strony, dwunastu Dragonów przed bramą zostawił, a sam wszedł do domu. Wracaiąc do sa-