Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/122

Ta strona została przepisana.
120
SZPIEG

— Rzadko bardzo on tu przychodzi, odpowiedział ostrożnie Warthon, i mogę powiedzieć iż nie widuię się z nim nigdy.
— To co mnie zadziwia, rzekł Kapitan spoglądaiąc przenikliwie na swoiego Gospodarza. Będąc tak bliskim sąsiadem, mógłby bydź bardzo państwu użytecznym. Pewien iestem iż wszystko u niego o połowę taniéy: i ręczę za to, iż ta materya, którą tu na krzesłach widzę, dalekoby mniéy kosztowała.
Warthon obeyrzał się po za siebie, i z nieiakiém pomieszaniem spostrzegł, iż większa cześć sprawunków nowo kupionych, porozkładana ieszcze leżała w pokoiu.
Obydwa Officerowie spoyrzeli po sobie z uśmiechem, Lawton iednak nie zdawał się na to uważać, i spokoynie szczątków pasztetu dokończał. — Przerwa iednak między piérwszém daniem a drugiém, dała mu czas odetchnienia i znowu mówić zaczął.