— Ale nasze straże rozstawione na Białéy równinie, rzekł maior, iakże przepuścić cię mogły?
— Zatrzymywały mnie wprawdzie mimo mego przebrania, ale puszczali mnie natychmiast, zobaczywszy ten paszport, który nosi na sobie imie Washingtona, a któren nie sądząc fałszywym kupiłem.
Dunwoodi wziął paszport, obeyrzał go kilkakrotnie z uwagą, i zwracaiąc się do swego więźnia, nieco ostrzeyszym rzekł do niego tonem:
— Od kogo i iakim sposobem mogłeś dostać tego paszportu, kapitanie Warthon?
— Takie zapytanie rozumiem, że do maiora Dunwoodi nie należy.
— Przepraszam, kapitanie, uprzedziłem cię, iż odpowiedzi twoie powinny bydź szczere, i z prawdą zgodne.
Stary Warthon, który dotąd czynionych synowi zapytań przerywać nie śmiał, odezwał się w tym momencie:
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/137
Ta strona została przepisana.
135
ROZDZIAŁ VI.