Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/138

Ta strona została przepisana.
136
SZPIEG

— Zapewne maiorze, paszport ten iest bez żadnego znaczenia. Ale ileż to osób za podobnemi przechodzi, gdyż w woynie takich rzeczy ani się ustrzedz można.
— Podpis nie iest podrobiony, rzekł maior; znam dobrze rękę ienerała Washingtona. Widać że zaufanie iego nadużytém zostało, i że pomiędzy nami znayduie się potaiemny zdrayca, którego odkrycie iest dla nas bardzo ważne. Kapitanie Warthon, powinność moia zabrania mi uwolnić cię na słowo: musisz mi towarzyszyć do głównéy kwatery.
— Czekam na to: odpowiedział Henryk spokoynie. I zbliżaiąc się do oyca kilka słów do niego przemówił po cichu.
Dunwoodi spuścił oczy w ziemię, i podnosząc ie uyrzał przed sobą Franciszkę pomieszaną, bladą i bardziéy do martwéy, niż do żyiącéy istoty podobną. Okropny to był widok dla niego, i pod pozorem wydania niektórych rozkazów wyszedł z