Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/144

Ta strona została przepisana.
142
SZPIEG

powali mieysce piechoty. Dowódzca rozkazał im naypierwéy uprzątnąć zawały, iakieby tamować mogły przeyście dla kawaleryi, co nie było tak trudne do wykonania, raz że nieprzyiaciel stał w mieyscu, drugi raz, że te przygotowawcze roboty, dwudziestu ludzi na dzień więcéy nie wymagały.
Pominąwszy wąwozy, trzeba było wyiść na płaszczyznę odkrytą od zachodu karłowatemi wzgórkami, które proporcyonalne co do swéy wysokości i obwodu, zdawały się bydź bardziéy szańcami, lub innym z woiennych czasów zabytkiem. Nie wielka lecz dość bystra rzeka, około nich przechodziła, i choć wylewała czasami, nigdzie iednak na polach widzieć nie można było hoynieyszych Cerery darów. Wtenczas właśnie poprzerywała drogi, i tylko co od południa łatwicyszém iéy było przebycie, ale i to nie dla kawaleryi, która nie tyle dla głębokości rzeki, iak dla skalistych iéy brzegów, żadnym sposobem