Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/158

Ta strona została przepisana.
156
SZPIEG

czeństwo narażał, patrzał na to rozsądne iego stanowisko, z nieiakim szyderskim uśmiechem.
— Mości czarnogłowcze[1] rzekł do niego, zdaie mi się, iż musisz bydź niezmiernie przywiązany do swéy osoby.
— A mnie się zdaie, odpowiedział Cezar, iż kula tak czarnego Afrykana, iak oliwkowego Amerykanina, równie trafić, może.
— Ażebyśmy się o tém lepiéy przekonali! rzekł dragon ściągaiąc rękę do pistoleta.
Zadrżał zrazu Cezar, lecz wkrótce ochłonął z przestrachu, widząc dragona śmieiącego się do rozpuku. Właśnie w tym samym działo się to momencie, gdy oddział Maiora Dunwoodi ustępować zaczął, i co Cezar za prawdziwą wziął ucieczkę.

  1. Blueskin.