Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/163

Ta strona została przepisana.
161
ROZDZIAŁ VII.

ra zawsze zaymowała pozycyą prawego brzegu rzeki.
Nie posiadał się z radości wolnym zostawszy, i szczęśliwy iakby się na świat drugi raz narodził, udał się na prawo zmierzaiąc ku rzece, gdy w tém usłyszał głos dobrze sobie znaiomy wołaiący na siebie.
— Brawo, Kapitanie Warthon! brawo! nie oszczędzay konia ani ostróg, ale daléy ieszcze na lewo, bezpieczniéy rzekę przebędziesz.
Podniósł oczy w górę zkąd głos wychodził, i nad wszelkie spodziewanie swoie uyrzał Harweya Bircha siedzącego na urwisku skały, i przypatruiącego się poruszeniom woysk obydwóch. Niedługo myślał nad iego poradą: zwrócił konia w wskazaną sobie stronę i przebywszy rzekę po moście, o iakimeśmy nadmienili, spotkał się wkrótce z Pułkownikiem Welmer, dowodzącym piechotą Królewską, po za którą Hessy formowali się na nowo.