Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/167

Ta strona została przepisana.
165
ROZDZIAŁ VII.

nienia z nowemi rekrutami, nad któremi łatwo mógł odnieść zwycięztwo. Zresztą patrząc codziennie na swoie woysko z Anglików złożone, których lud dobrany, prosta postawa, zaczesane peruki, wyglansowane karwasze, którzy maszerowali regularnie, i wszystkie obroty naydokładniéy wykonywali, uważał za niepodobieństwo, iżby tacy żołnierze przez pospolite ruszenie Amerykanów, zwyciężeni bydź mogli.
— Chciałżebyś Kapitanie, rzekł rozgniewany Pułkownik, iżbyśmy ustąpili temu motłochowi, i nie zerwali tych laurów, któremi nadymać się gotowi, a które ty im przyznaiesz?
— Chciałbym Pułkowniku, ażebyś wprzódy zastanowił się na iakie niebezpieczeństwo żołnierzy swych narazić możesz?
— Żołnierz Angielski nie zna niebezpieczeństwa.
— Dayże rozkaz do marszu, zawołał Warthon, a zobaczysz czyli Kapitan 60 pułku