Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/168

Ta strona została przepisana.
166
SZPIEG

mniéy czuie w sobie męztwa, od Pułkownika Gwardyi!
— Poznaię ciebie w tym zapale, kochany Henryku! rzekł pułkownik łagodniéyszym tonem, ale ieżali masz co do przytoczenia przeciwko zamiarowi naszemu, powiedz a chętnie słuchać cię będę. Znasz zapewne siły powstańców? iak wielka ich liczba może bydź na zasadzce?
— Oddział piechoty, rozstawiony iest po nad brzegiem lasu z prawéy strony, a kawaleryą masz przed sobą.
— Póydziemy ią wyprzeć z iéy stanowiska. Panowie! przeydziemy rzekę kolumnami i rozwiniemy się na drugim brzegu; inaczéy gdybyśmy tu rok stali, ci waleczni Yankessy na wystrzał karabinowy zbliżyć się do nas nie ośmielą. Kapitanie Warthon! proszę cię chciey przy mnie mieysce adjutanta zastąpić.
Henryk oświadczył, że gotów iest na każde zawołanie swego starszego, lecz w