Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/169

Ta strona została przepisana.
167
ROZDZIAŁ VII.

duchu nie upatrywał w owém działaniu, tylko nierozsądek, i zawczesną zuchwałość.
Podczas téy narady i przygotowań, zaszłych pod okiem Amerykanów, Dunwoodi zgromadził swe woysko, kazał odprowadzić kilkunastu zabranych jeńców, i powrócił w te same stanowiska, gdzie na początku attakowanym został, sposobiąc się na nowo do boiowego szyku. Kapitan Lawton przy boku Majora będący, rozpoznawał przez perspektywę pozycyą nieprzyjaciela, i myślał nad tém, czyby mu wzbronić przeyścia rzekł, czyli téź dopiero na drugim brzegu, stanowczo z nim się rozprawić.
— Co to za ieden, uwiia się w tym niebieskim surducie, zawołał iedną razą:
— Na honor! to istota inego wynalazku: to Kapitan Warthon! ale iak on się tu dostał, iakim sposobem uszedł z pod straży dwóch moich naylepszych Dragonów?