Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/171

Ta strona została przepisana.
169
ROZDZIAŁ VII.

— Jak to! rzekł Dunwoodi widząc królewską piechotę przechodzącą po moście przez rzekę. Nieprzyiaciel chciałżeby się rozwinąć na téy stronie? niepodobna. Położenie nasze, nierównie iest korzystnieysze, i spodziewam się, że Warthon musiał widziéć ochotników naszych, rozstawionych na zasadzce. Jeżeli ten błąd popełnią, nie wiele im ludzi zostanie, coby do New-Yorku klęskę swą zanieśli.
Wkrótce sprawdziły się iego powątpiewania; albowiem kolumny Angielskie stanąwszy na płaszczyznie, formować się zaczęły z tym porządkiem i regularnością, iaka ich przed kościołem, w dniu świątecznym w Heyder-Park zalecała.
— Na konia! zawołał Dunwoodi.
— Na konia! powtórzył Lawton tak donośnym głosem, że się aż mury w Szarańczach zatrzęsły.
Piechota Angielska wolnym postępowała krokiem. Welmer sądził, iż Ochotnicy sto-