Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/184

Ta strona została przepisana.
182
SZPIEG

dał Henryka w tak niebezpieczne dla niego położenie, czuł on i cierpiał więcéy w téy chwili niżeli mu miłość, uyrzenie kochanki swoiéy, i zdobyte laury, cieszyć się pozwalały.
Ledwie ukłonił się wchodząc, zbliżył się do Gospodarza domu:
Panie Warthon, rzekł do niego z prędkością ubliżaiącą wprawdzie grzeczności, lecz którą sama nagłość czasu wymagała: ieden z moich przyiaciół, niebezpiecznie, może i śmiertelnie ranionym został, w nadziei, więc dobroci twoiéy przynieść go tu kazałem.
Naylepiéy zrobiłeś Maiorze! odpowiedział Warthon, wiedząc iak ważną było rzeczą dla iego syna, zjednać sobie względy woysk Amerykańskich: dom móy, dodał daléy, zawsze iest otwarty dla współrodaków moich, szczególnie téż dla przyiaciół Maiora Dunwoodi.