Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/185

Ta strona została przepisana.
183
ROZDZIAŁ VIII.

— Bardzo Panu dziękuię, rzekł Maior, za siebie, iako téż i za tego, który w téy chwili oświadczyć mu swéy wdzięczności nie iest w stanie. Prosić tylko będę o wskazanie mieysca, gdzieby ów nieszczęśliwy mógł leżeć spokoynie.
— W tym momencie, rzekł Warthon, i wstał z krzesła dla pokazania mu przeznaczonego pokoiu.
Franciszka odprowadziła ich aż do sieni, i dotkliwie uczuła, że odchodząc Maior nawet na nią nie spoyrzał. Wracaiąc do siebie spostrzegła w téy chwili człowieka, bardziéy do trupa podobnego, którego na płaszczach niesiono, Dunwoodi pobiegł ku niemu, wziął go za rękę, i niosącym go ludziom, ostrożność i uwagę zalecał, okazuiąc się dla niego tyle troskliwym, ile nim tylko prawdziwy przyiaciel bydź może. Franciszka trąciła przypadkiem Maiora, i gdy ten się obeyrzał, anielskiém weyrzeniem rzuciła na niego, na które nie otrzy-